No i w końcu przyszedł czas na największe i najefektowniejsze pokazy lotnicze w Polsce – Air Show w Radomiu. Pokazy w Radomiu odbywają się co dwa lata i były to już moje 4-te pokazy, ale jakże inne od poprzednich trzech.
Różne niemal pod każdym względem, po pierwsze dwie poprzednie edycje kończyły się tragicznymi wypadkami, po drugie do tej pory byłem tam jako zwykły „turysta” którego przyciągał huk dopalaczy, po trzecie w tym roku pojawiłem się na pokazach jako członek SPFL i to chyba była najważniejsza zmiana jaka nastąpiła w porównaniu do mojej dotychczasowej bytności na Air Show.
Jak przystało na członka Stowarzyszenia Polskich Fotografów Lotnictwa ( www.spfl.pl ) dołączyłem do kolegów i koleżanek w czwartek wieczorem. Pojawiliśmy się w Radomiu bardzo silna grupą ponad 30 osób. Dzięki Hesji mieliśmy wspaniałą miejscówkę na prywatnej działce zlokalizowanej przy południowej granicy radomskiego lotniska, gdzie mogliśmy rozbić Camp SPFL’u. Przez cztery dni pokazów prezentowaliśmy się znakomicie, ubrani w koszulki Stowarzyszenia przemieszczając się po terenach lotniska, byliśmy najlepiej rozpoznawalną grupą tych pokazów. Szacun i podziękowania dla wszystkich kolegów i koleżanek za wspaniałą zabawę.
Wracając do samych pokazów to przed ich rozpoczęciem dawało się wyczuć atmosferę niepewności i poddenerwowania, po dwóch tragicznie zakończonych edycjach w 2007 i 2009 r, wszyscy mówili o ciążącym nad pokazami fatum i z niepokojem patrzyli w niebo. Na całe szczęście okazało się że „klątwa” została zdjęta a całe Show przebiegło bez większych ekscesów i miejmy nadzieje że tak już pozostanie na wiele długich lat.
Małym rozczarowaniem przynajmniej dla mnie okazł się ostateczny skład pokazów. Zabrakło na pewno ekip z Rosji ze Swoimi „sukami” i chyba największego naszego sojusznika (przynajmniej tak nam wmawiają) amerykanów. Szkoda, tym bardziej że tydzień przed pokazami w Radomiu odbywały się jedne z największych pokazów w Europie – moskiewski salon MAKS gdzie amerykańskie F-15 i A-10 miały pokazy dynamiczne i nic nie stało na przeszkodzie aby w drodze powrotnej zawitały do Radomia. Cóż, szkoda i pozostaje mieć nadzieję że za dwa lata może się uda.
Wracając do pokazów to pod nieobecność Rosjan i Amerykanów pozostałe załogi zaprezentowały się świetnie i na poziom nie ma co narzekać.
W piątek i sobotę panowała iście tropikalna pogoda z błękitnym niebem i żarem lejącym się z nieba. Jeśli chodzi o warunki do fotografowania to niestety nie było to nic dobrego bo jednostajne błękitno-szare niebo, ostre słońce i „mydlana” termika w powietrzu to nic dobrego dla fotografa.
Z kolei niedziela przyniosła zmianę warunków atmosferycznych o 180 stopni, ciężkie deszczowe chmury przyniosły typową sytuacje „szare” na „szarym”. Ale cóż nikt nie obiecywał że będzie łatwo, dobrze chociaż że w tak znamienitym towarzystwie czas upływał szybko i zabawy było po pachy.
Z ekip jakie zaprezentowały się na pokazach największe brama ode mnie zebrała francuska grupa akrobacyjna Petrouille de France, która szczególnie niedzielnym pokazem wzbudziła wielkie uznanie licznie przybyłej publiczności kręcą na niebie przez ponad 20 min wspaniałe ewolucje zabarwione trójkolorowymi dymami.
Oprócz Francuzów na wielki uznanie zasługują włosi z zespołu Freece Trocolori którzy zawsze utrzymują bardzo wysoki poziom i tylko szkoda że w niedzielę mieli skrócony program i nie mogliśmy po raz kolej obejrzeć słynnego Grande Finale.
Jeśli chodzi o solistów, to dla mnie największe uznanie dla Greka, który na swoim F-16 wykręcał niesamowite ewolucje i przy nieprawdopodobnym huku dopalacza co chwila odpalał racę wywołując aplauz publiczności.
W Radomiu był pierwszy raz, ale tak mu się tu spodobało iż obiecał pojawić się tu także za dwa lata.
Oprócz Greka świetne pokazy zaprezentowali też stali bywalcy powietrznych pokazów tj. Belg i Holender z F-16 Demo Team oraz nasz Mig-29 z Mińska Mazowieckiego w solowym pokazie dynamicznym.
Ale moim zdaniem „wisienką” na przysłowiowym torcie okazała się symulowana walka powietrzna polskich Sił Powietrznych 2 x Mig-29 vs. 2 x F-16.
Nieprawdopodobny pokaz kunsztu pilotażu, właściwości maszyn i „ułańskiej” fantazji naszej „myśliwskiej” elity. Ciasne mijanki, zwroty pod wręcz nierealnymi kątami natarcia i wypuszczane flary sprawiały że nie wiedziałem czy patrzeć na pokaz czy robić foty.
Szacun Panowie, widać że jedne z najlepszych obecnie na Świecie maszyn są w rękach najlepszych pilotów.
Podsumowując, pomimo braku Rosjan i Amerykanów muszę przyznać że pokazy zespołów oraz solistów o których wspomniałem powyżej, a także pozostałych uczestników w połączeniu z doskonałą letnią pogodą oraz wspaniałą atmosferą na Campie SPFL, sprawiły że w niedzielę wieczorem wracałem usatysfakcjonowany, z niecierpliwością wyczekując na kolejna edycję Air Show.