Od powrotu z Islandii minęło już kilka tygodni wypełnionych ciągłą pogonią za nieuchwytnym, co w dużym skrócie oznacza praca, praca i jeszcze raz praca. Więc nadszedł czas na krótki odskok od codziennej rutyny. Dobrym momentem okazał się tytułowy „długi weekend”.
Wybór padł na Termy Bukowina, hotel w ofercie internetowej prezentował się całkiem okazale no i oczywiście termy oraz piękny widok na Tatry.
Jeżdżę po naszym pięknym kraju dużo i praktycznie w każdy region i mam świadomość korków i wszystkich możliwych niedoskonałości polskich dróg, ale to co nas spotkało w sobotę to nawet nie ma na to nazwy. Uwierzcie mi że to co pokazano w TVN24 nie odzwierciedla koszmaru jaki zastaliśmy na Zakopiance. Chyba nikt z jadących do Zakopanego nie przypuszczał że na ten weekend wybierze się w Tatry 80% populacji zamieszkującej Warszawę. Pomimo dobrych nastrojów związanych z przejazdem pierwszej części trasy (w zasadzie do Kielc poza 40 km mamy już dwupasmówkę) im bliżej Krakowa tym sytuacja stawała się coraz gorsza. Szczytem okazała się miejscowość Pcim – tu dwupasmówka przechodzi w stara Zakopiankę – po prostu cała Polska jedzie do Zakopanego. Mówię Wam DRAMAT!!! 60 km korka tzn. do samego Zakopanego, tylu samochodów na raz jeszcze nie widziałem. Czas przejazdu z Pcimia do Zakopanego – 4,5 godziny, czyli tyle ile przejazd z Warszawy do Pcimia. Niewiele myśląc odbiłem w bok i nadrabiając ok 30 km pojechałem w stronę stolicy Tatr drogą przez Jordanów i dalej Czarny Dunajec, Nowy targ do Bukowiny. Mówiąc szczerze polecam te drogę wszystkim tym którzy stoją w korku na Zakopiance, pomimo dłuższej drogi nie stoi się w żadnym korku i do Bukowiny dojechaliśmy w dwie godziny.
Po dotarciu na miejsce okazało się ze w sumie hotelik bardzo miły, pokój z widokiem na Tatry no i kompleks basenów termalnych w zasięgu ręki. Ale żeby nie było że problemy „długiego weekend’u” mamy za sobą udaliśmy się na posiłek, i tu kolejna porażka. Posiłek w formie bufetu wyglądał całkiem imponująco gdyby nie to że prawie wszystkie pojemniki były puste!!! A obsługa tylko chodziła i zapewniała że za chwilę dania zostaną uzupełnione. Po 20 min. oczekiwania postanowiliśmy zjeść zupę i udać się do Dyrekcji na skargę. Ostatecznie od hotelu czterogwiazdkowego można oczekiwać trochę więcej. Tu musze przyznać że czekało na nas miłe rozczarowanie, gdyż zostaliśmy przyjęci przez samego Dyrektora hotelu, który ładnie nas przeprosił zaproponował nam posiłek w restauracji hotelowej na koszt firmy oraz jako rekompensatę zostaliśmy zaproszeni na imprezę hotelową oraz na całkiem miłe zabiegi w hotelowym SPA. Więc po całym męczącym dniu pełnym korków, brakach w hotelowym menu i zmęczeniu z trochę lepszymi humorami mogliśmy udać się na zasłużony spoczynek.
Mówiąc szczerze myśleliśmy że nasze kłopoty już się skończyły, ale nie wzięliśmy pod uwagę że ta ilość samochodów stojących w korku przekłada się na jeszcze większa ilość turystów w Tatrach. Niestety klimaty islandzkie gdzie turystów można było liczyć na palcach jednej ręki a w robieniu zdjęć nikt nie przeszkadza pozostały już odległym wspomnieniem. Następnego dnia wybraliśmy się na mały rekonesans i to co zobaczyliśmy w drodze na Łysą Polanę to było naprawdę coś. Wieczorem w TV podana że tego dnia sprzedano ponad 13.000 tyś biletów!!! Jak się bawić to wśród ludu 🙂
Nawet nie próbowaliśmy się zatrzymywać bo nie było gwarancji że uda się otworzyć drzwi. Czyli pozostały termy i relaks w SPA. Baseny termalne to napewno świetna sprawa, ale jak na zewnątrz temperatura powyżej 30C to termy nie są najlepszym wyborem na spędzenie wolnego czasu.
Ale żeby nie było że wyjazd to tylko same kłopoty, więc nie omieszkałem postarać się choć o kilka fotek. Drugiego dnia pobytu z wielkim bólem zwlokłem się z wyrka coś skoro świt i jedziemy na Głodówkę, choć jakąś panoramkę Tatr będziemy mieli na pamiątkę.
I choć godzina była wczesna to już od 7:00 na szlakach zaczynał się całkiem spory ruch turystyczny. Po zrobieniu kilku fotek mocno zniechęcony tłumem pnącym się na tatrzańskie szlaki spakowałem szklarnię i wróciłem na śniadanko z myślą, że jak wrócę w te rejony to na pewno nie w sezonie. Ostatni dzień pobytu upłynął na relaksującym masażu oraz spacerach w pobliżu hotelu i ładowaniu akumulatorów przed zbliżającym się powrotem do domu.
Z perspektywy tygodnia muszę ocenić że ten weekend pokazuje jak niewiele pomysłów Polacy maja na spędzenie wolnego czasu. Jest przecież tyle pięknych zakątków nadających się na wyjazd weekend’owy, a wszyscy (nie wyłączając autora) pierwsze co robią odpalają wrotki i pchają się do Zakopca.
Swoja drogą to za kilka lat (bodajże w 2014 r) Zakopane będzie organizatorem Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym, więc po moich tegorocznych doświadczeniach mogę powiedzieć tylko jedno: łączymy się w bólu z tym tłumem kibiców chcących oglądać następców Adasia i Justyny, którzy nie bacząc na korki pędzic bedą w kierunku Zakopanego.
Tatry to interesująca kraina i ja tam jeszcze kiedyś wrócę, bo jest tam wiele pięknych miejsc i na pewno będę chciał je uchwycić. Ale jednego jestem pewien, nie bedzie to „długi weekend”.